Coraz więcej gospodarstw sadowniczych w Polsce ogłasza samozbiory owoców i warzyw. Dla jednych to sposób na uratowanie plonów przed zmarnowaniem, dla innych – symbol upadku opłacalności produkcji. Czy samozbiory to chwilowa moda, czy może kierunek, który na stałe wpisze się w polskie rolnictwo?
Samozbiory – odpowiedź na niskie ceny i brak rąk do pracy
W tym roku na Dolnym Śląsku drzewa uginają się pod ciężarem owoców. Jednak skupy oferują zaledwie 0,60–1,20 zł za kilogram jabłek, co nie pokrywa kosztów produkcji i zbioru. W efekcie część rolników zrezygnowała z tradycyjnego handlu, zapraszając konsumentów do samodzielnego zbierania owoców w gospodarstwach.
– Na drzewach wiszą tony jabłek, część już spadła. Nie chcemy, żeby się zmarnowały. Zapraszamy wszystkich w niedzielę – dwie złote za kilogram, odmiany Gala, Elstar, Jonagored, Topaz i Czepion – mówi pani Patrycja z sadu między Pietrzykowicami a Sadkowem pod Wrocławiem.
Podobne inicjatywy pojawiają się w całym kraju – od Wielkopolski po Małopolskę. Rolnicy zapraszają nie tylko po jabłka, ale też po gruszki, śliwki, a nawet dynie czy paprykę.
Jak to działa?
Zasada jest prosta:
- sadownik otwiera swoje gospodarstwo dla klientów,
- odwiedzający przyjeżdżają z własnymi koszykami i zbierają owoce,
- rozliczenie następuje na miejscu – zwykle 1,5–3 zł/kg.
Taka forma sprzedaży bezpośredniej ma kilka zalet:
- niższa cena dla konsumenta,
- mniejsze straty dla rolnika,
- brak pośredników i kosztów transportu,
- kontakt z klientem i promocja gospodarstwa.
Jednak nie wszyscy patrzą na samozbiory z entuzjazmem.
Krytyka samozbiorów – „psucie rynku” czy realna alternatywa?
W komentarzach na forach rolniczych i mediach społecznościowych nie brakuje ostrych opinii:
„Ludzie, opamiętajcie się z tymi samozbiorami! Sprzedajecie piękne jabłka poniżej kosztów produkcji. Uczycie klientów, że wszystko ma być za darmo. Jak wam się nie chce rwać i przechowywać, to po co w ogóle się tym zajmujecie?”
To głos części środowiska, które uważa samozbiory za działanie krótkowzroczne, mogące zaniżać wartość owoców na rynku. Faktycznie, jeśli konsumenci przyzwyczają się do ceny 1–2 zł/kg „prosto z drzewa”, trudno potem sprzedać jabłko po 3–4 zł w sklepie.
Z drugiej strony, wielu rolników argumentuje, że samozbiory to ostatnia deska ratunku, kiedy brakuje ludzi do pracy, a ceny w skupach są dramatycznie niskie. – Lepiej, żeby ktoś zabrał te owoce i zapłacił symbolicznie, niż żeby zgniły pod drzewem – mówią gospodarze.
Papryka, truskawki, jabłka – samozbiory w modzie
Moda na samozbiory zaczęła się od truskawek i malin, a latem 2024 roku rozlała się na paprykę, pomidory i dynie. Teraz przyszedł czas na owoce sadownicze.
W wielu regionach Dolnego Śląska, Mazowsza i Lubelszczyzny samozbiory jabłek czy gruszek stały się wręcz wydarzeniami społecznymi – rodziny z dziećmi przyjeżdżają na weekend, zbierają owoce, robią zdjęcia, a przy okazji poznają smak świeżego, niepryskającego jabłka prosto z drzewa.
Niektórzy sadownicy łączą tę formę sprzedaży z agroturystyką – oferują degustacje, ogniska, a nawet małe festyny.
Czy samozbiory to przyszłość?
Samozbiory nie rozwiążą problemu niskich cen skupu, ale mogą być elementem dywersyfikacji dochodów gospodarstwa. Dają rolnikom:
- możliwość ograniczenia strat,
- kontakt z konsumentem,
- promocję własnej marki i regionu.
W dłuższej perspektywie samozbiory mogą ewoluować w stronę „agrodoświadczeń”, czyli płatnych wizyt w sadach i na plantacjach – coś pomiędzy turystyką a edukacją rolniczą.
🧺 Uwaga praktyczna dla rolników planujących samozbiory:
- Promuj wydarzenie w mediach społecznościowych – najlepiej z dokładnym adresem i godzinami.
- Zadbaj o bezpieczeństwo odwiedzających (tablice informacyjne, regulamin, ubezpieczenie).
- Oznacz odmiany i obszary zbioru.
- Przygotuj wagę i miejsce do pakowania.
- Zapewnij dostęp do toalet lub wody pitnej.